26 lutego 2020

Rozdział 2. Przyprószona śniegiem śmierć

Alice leżała na łóżku, wtulona w poduszkę, mimo że była nieprzytomna, miała zmartwiony wyraz twarzy. Danowi siedzącemu przy jej łóżku krajało się serce, gdy na nią patrzył - spod zbyt długich rękawów koszuli nocnej wystawały zaledwie jej blade, kościste palce, mimo to szatyn wiedział jakie rany skrywa cienki narzucony na rudowłosą materiał, bo widział je wcześniej i wciąż po kręgosłupie przechodził mu dreszcz, gdy o nich pomyślał. 
Jego kochana przyjaciółka była skatowana. A Ace jeszcze dołożył swego! Kuso nie mógł uwierzyć, że Grit bez powodu naciął rannej dziewczynie obojczyk. Wiedział, że jest on nieufnym wobec obcych, narwańcem, ale żeby po prostu przejechać nożem po obcej osobie? Dan ze złości zaciskał pięści na swoich kolanach, tak mocno, aż nie poczuł mrowienia w palcach. Żałował, że to nie on uderzył wtedy Ace’a. Shun go uprzedził i strzelił w szczękę Grita. Kuso, gdy zobaczył wykasłującego piach z płuc, wojownika Darkusa, poczuł, że Kazami wymierzył mu namiastkę sprawiedliwości. Dan doznał uczucia podłej satysfakcji, gdy ninja podniósł z ziemi Alice i nie obrzucając Ace’a nawet spojrzeniem, pomaszerował z rudowłosą do ich bazy. Wszyscy ruszyli wtedy za nim, nie oglądając się za siebie, mimo przeraźliwego kaszlu Grita za ich plecami.
Alice podczas wdychania powietrza, wydała z siebie charczący dźwięk. Dan zadrżał. Nawet oddychanie sprawiało jej teraz problem. Na szczęście, przez większość czasu, jednak klatka piersiowa Rosjanki unosiła się miarowo i spokojnie. Jednak, mimo to, dotąd się nie obudziła. Kuso przeszedł już nawet związany z tym atak furii - chciał roznieść wszystko wokoło. Ale nie zrobił tego, bo i tak nic by nie wskórał. Złość ogarnęła go nawet nie dlatego, że jego przyjaciółka została skrzywdzona, ale dlatego, że był wobec tego bezsilny. Nienawidził tego uczucia. Nie mógł nic zrobić, by pomóc Alice, a ona była teraz najważniejsza. Zaraz po ataku, nastąpił kolejny, na szczęście stonowany przez Drago. Dan bowiem zaczął przeklinać tych, którzy zadali rudowłosej ból. Włącznie z Ace’em. Nie miał wątpliwości, że za resztę odpowiedzialni są Vexos’i. Gdyby nie jego bakugan poprzysiągłby im zemstę. 
Zamiast tego, został uspokojony przez Dragonoida i zaczął się poważnie zastanawiać nad całą tą sytuacją. Nie wiedział, skąd Alice się tu wzięła. Sprawka Vexos’ów czy może teleportu doktora Michaela? Dan był pewien, że Shun i Marucho właśnie o tym dyskutują. Kuso chętnie uczestniczyłby w ich rozmowie, jednak nie był w stanie ruszyć się z pokoju, w którym leżała Rosjanka. Musiał siedzieć przy niej, upewniać się, że wszystko z  nią w porządku. Na nieszczęście jego dwóch ziemskich przyjaciół, z nakazu Miry, u Alice mogli przebywać pojedynczo, więc Kazami i Marokura, nie mogli od dłuższego czasu osobiście sprawdzić stanu ich przyjaciółki, ponieważ Dan, nie miał zamiaru odstępować od jej łóżka.
Kuso usłyszał dźwięk otwieranych drzwi za jego plecami. Obejrzał się przez ramię, nie wiedząc kogo się spodziewać. Zobaczył w nich Mirę.
- Oh, cześć, Dan - zagaiła łagodnie. Zdziwienie w jej głosie zapewne spowodowane było tym, że oczekiwała ujrzeć tu innego z Młodych Wojowników, a nie nieustannie siedzącego tu Kuso. - Jak się trzymasz?
- A jak trzyma się Alice? - szatyn odwrócił wzrok od Miry i skierował go na nieprzytomną dziewczynę. Wojowniczka Haosa podeszła do łóżka i zaczęła sprawdzać znajdujące się wokół niego sprzęty.
- Ma ogromne ilości ran kłutych i ciętych. - Dan był pewny, że Clay uchwyciła rozszerzenie się jego oczu. - Ale albo były one zadane w taki sposób, by nie zagrażał jej życiu, albo twoja przyjaciółka jest ogromną szczęściarą.
- To dlaczego zemdlała? Nie od tych ran?
- Nie, na szczęście, żadna z nich nie jest na tyle poważna. Zemdlała z wycieńczenia. Nic dziwnego, wycierpiała te wszystkie tortury, a potem jeszcze jakimś cudem, zdołała uciec. I nawet rozwaliła Ace’owi brew. - Mira zaśmiała się smutno.
- Żebym ja mu czegoś nie rozwalił. - Dan zgrzytnął zębami. Znowu zacisnął pięści. Lepiej, żeby Grit nie pokazywał mu się na oczy, bo chłopak za siebie nie ręczył. - A co z raną, którą on zadał?
- Tą na obojczyku? Nie jest lepsza, nie jest gorsza od innych. Ostrze zatrzymało się na kości. Zostanie jej blizna, tak jak w wielu innych miejscach, ale raczej nie będzie miała z tego powodu większych dolegliwości. - Clay, mówiła spokojnym i melancholijnym szeptem. Dan zauważył, że przy sprawdzaniu aparatury drżały jej dłonie.
- Jak on mógł…? - Dan szepnął.
Kuso ponownie usłyszał otwierane drzwi. Razem z Mirą odwrócili się, zdziwieni czyimś wejściem, przecież i tak już w pokoju Alice siedziała dwójka osób, choć Clay miała zaraz wyjść. W drzwiach stanął Ace. Dan natychmiast zerwał się z krzesła, które niebezpiecznie się za nim zatrzęsło, rudowłosa jednak chwyciła go za ramię. Szatyn wpatrywał się w Grita nienawistnie. Jakim prawem on w ogóle wszedł do pokoju gdzie leżała ranna przez niego Alice?! 
Ace wzdrygnął się, ale utrzymał z Kuso kontakt wzrokowy. Miał skrzywiony wyraz twarzy, a do szczęki przykładał sobie opakowanie lodu. Wyglądał na zdenerwowanego i zmieszanego, a rana na brwi jeszcze dodawała rozpaczliwości jego postaci.
- Mira, gdzie są jakieś leki przeciwbólowe? - Grit odwrócił wzrok od Dana i przeniósł go na Clay, która podeszła do niego i wzięła mu z ręki paczkę lodu. 
- Opisz, jak cię boli - poleciła dziewczyna. Czyli wcześniej nawet mu nie pomogła, mimo że tylko ona jedna miała jakiekolwiek pojęcie o pierwszej pomocy? Widocznie wszyscy się od Ace’a odwrócili. Ciekawe, co się działo z resztą grupy, gdy Dan siedział przy Alice.
- No, dostałem koło ucha i na początku ból był duży, ale potem zszedł i teraz boli tylko, jak dotykam. Jest mała opuchlizna, ale szczęką normalnie mogę ruszać. - Dan patrzył, jak Mira sprawdza twarz Ace’a a on krzywi się pod jej dotykiem.
- To stłuczenie. Masz szczęście, że Shun nie uderzył cię w środek podbródka, bo padłbyś znokautowany i dostał wstrząśnienia mózgu. Poczekaj chwilę zaraz Ci dam jakieś tabletki. - Grit spuścił wzrok, gdy Mira przeszukiwała jedną z szuflad.
Złość Dana nieco zmalała, gdy patrzył na milczącego, przygarbionego Ace’a. Wciąż był to jego przyjaciel, ale dlaczego nawet nie przeprosił?
- Dan? - Kuso natychmiast odwrócił się do leżącej za nim Alice. Jej głos był tak cichy i niepewny, że uznałby, iż się przesłyszał, gdyby nie to, że Rosjanka patrzyła na niego, swoimi wielkimi zmartwionymi oczami.
Szatyn natychmiast uklęknął przy jej łóżku i chwycił ją za rękę. Za sobą usłyszał upadające na podłogę plastikowe pudełko i dźwięk rozsypujących się tabletek.
- Ace, wyjdź stąd - rozkazała Mira.
***
- Alice, jesteś pewna, że nie przeszkadza Ci, że wszyscy tu jesteśmy? Wiemy, że potrzebujesz odpoczynku.
- Marucho, wszystko w porządku, naprawdę. Cieszę się, że was wszystkich widzę. - dziewczyna, posłała blondynowi pokrzepiający uśmiech. Podsunęła pod siebie ramiona, i spróbowała się na nich podsunąć. Skrzywiła się przy tym i cicho jęknęła. 
- Hej, spokojnie, uważaj - Mira szybko sięgnęła do Rosjanki i wsparła ją ramieniem. - Masz sporą ranę pod żebrami, więc uważaj z poruszaniem się. 
- Jasne, przepraszam - powiedziała cicho dziewczyna, mimo to, usiadła nieco bardziej wyprostowana. Mira, widząc to, podała jej kubek z jakimś musującym płynem.
- Proszę, to elektrolity. Jesteś odwodniona, więc musisz je uzupełnić. - Alice przyjęła napój ze skinieniem głowy i od razu wzięła jego mały łyk.
- Jak się czujesz? - zapytał Shun, stojący tuż obok siedzącego na krześle Marucho. Głos miał spokojny jak zwykle. Zapewne dlatego, że w pokoju nieobecny był Ace oraz Baron. Marokura był nieco przerażony, wcześniejszym wybuchem Kazamiego. Zdecydowanie nie chciał, żeby przemoc wśród ich grupy się szerzyła.
- Jakbym najadła się kilku garści piachu - dziewczyna cicho się zaśmiała. Marucho był pod wrażeniem, jak ciepło się do nich uśmiechała, mimo wszystkich trudności, jakie ją spotkały. 
- Nic dziwnego, skoro tyle tarzałaś się z Ace’em po pustyni. - Mira, przysiadła przy dziewczynie i patrzyła na nią ze współczuciem.
- Ace’em? Ten chłopak…? - oczy Alice otworzyły się szerzej. Natychmiast spojrzała zmartwiona po twarzach jej przyjaciół.
- Tak… Widzisz, nie jesteśmy tutaj tylko z Mirą, którą już ci przedstawiliśmy - Dan zaczął tłumaczyć jej stan rzeczy, podczas czego tylko na krótki czas podnosił wzrok znad podłogi. - Jest tu jeszcze dwóch chłopaków - Baron i Ace, którego też już poznałaś… - Marucho zobaczył jak ręka Alice, natychmiast powędrowała do jej obojczyka. Nawet pod grubym materiałem jej koszuli widać było gruby opatrunek na jej ciele. Marokura spuścił wzrok. Również nie był w stanie wytrzymać widoku, jego przestraszonej przyjaciółki. - …My bardzo za niego przepraszamy, Alice. On… Był pewny, że jesteś wrogiem. Gdyby wiedział, w życiu by cię nie skrzywdził. 
- Okej… Rozumiem… Ja też wzięłam go za wroga. Mam nadzieję, że jego brwi nic nie jest? - głos Alice mógłby brzmieć pogodnie, gdyby nie wyłapało się w nim lekkiego drżenia. 
- Nie, wszystko z nim w porządku - Mira uśmiechnęła się do dziewczyny pokrzepiająco. Nie wspomniała nic o stłuczonej szczęce Ace’a. Może to i dobrze.
Rosjanka odwzajemniła uśmiech Clay i zaczęła pić rozpuszczone w wodzie elektrolity ze spuszczoną głową.
- Alice, wiem, że powinnaś odpoczywać, ale czy mogłabyś z nami porozmawiać, o tym co się stało? - Marokura czekał w zdenerwowaniu przez całą rozmowę, by wypowiedzieć te słowa. Zaraz poczuł na ramieniu dłoń Dana, który zaczął mówić:
- Marucho, może to teraz nie najlepszy…
- Wszystko wam opowiem - Alice przerwała. - Choć niewiele wiem, a jeszcze mniej z tego rozumiem. - wyraz twarzy Rosjanki był dla blondyna druzgocący. Wiedział, że to, co robi z przyjaciółmi, było niebezpieczne i zagrażało ich życiu, mimo to patrzenie na poranioną przyjaciółkę, uderzało go jakby piorunami.
- Więc, jak się tu znalazłaś? - dopytał Marucho. Chciał zebrać jak najwięcej informacji. Jego specjalnością w grze była strategia, tak samo w życiu realnym. Musiał mieć dobry plan, a do planu potrzebne były wszelkie możliwe do zdobycia dane.
- Ja… To wszystko tak wyszło, nie wiem dlaczego, ale… - Alice wzięła głęboki wdech i zamyśliła się na chwilę. Potem zaczęła opowiadać.
Alice zmywała właśnie naczynia po obiedzie. Jej dziadek od razu po nim, pobiegł do swojego laboratorium. Ostatnimi czasy przesiadywał tam częściej niż zwykle, jednak bardziej niż to, Rosjankę martwiło, że nie chciał zdradzić, nad czym pracuje. Dziewczyna była w bardzo dobrych stosunkach z doktorem Michaelem, zwłaszcza, iż dzieli pasję do nauki. Alice oczywiście, w porównaniu do odkrywcy innych światów, miała bardzo okrojoną wiedzę, mimo to, chętnie poznawała szczegóły pracy jej dziadka i często mu w niej pomagała. Od kiedy doktor Gehabich zaczął odsuwać ją od swoich obecnych projektów, czuła się wyjątkowo samotna i znudzona, nie śmiała jednak mu przeszkadzać i się narzucać. Dziewczyna znała swoje miejsce i wiedziała, co do niej należy, dbała bowiem o całe domostwo, ale odcięcie się od studiowania nauk kosmicznych, był dla niej odebraniem jej jakiegokolwiek ciekawego zajęcia.
Alice podczas mycia sztućców i talerzy, wyjrzała za okno, które znajdowało się nad zlewem. Suchy zimowy krajobraz koił jej nerwy w takich chwilach jak ta. Nienaruszona warstwa błyszczącego w słońcu śniegu była wyjątkowo satysfakcjonujące do oglądania. Dziewczyna zwróciła wzrok z powrotem do swoich zajętych pracą rąk. Ku jej zdziwieniu,  nagle przez szybę, do środka domu, wdało się jaskrawe światło o niesamowitym natężeniu. Rosjanka natychmiast zasłoniła oczy. Gdy rozbłysk minął, musiała mrugnąć kilka razy, by pieczenie w gałkach ocznych ustało. Alice, gdy tylko odzyskała ostrość widzenia, przyjrzała się zmąconemu śniegowi. Ślady były tuż przed jej oknem i prowadziły w prawą stronę - przeciwną niż wejście do jej domu. Ktokolwiek tu przybył, kierował się do laboratorium jej dziadka.
Rosjanka natychmiast wyrzuciła z rąk talerz, który stłukł się z trzaskiem i pobiegła w stronę laboratorium jej dziadka. W biegu wytarła mokre ręce o spodnie, a buty naciągnęła omal przy tym nie upadając. Wybiegła z domu i ruszyła przez śnieg do laboratorium. Zimno kuło ją w policzki, nos i odkryte ramiona, a kłęby ciepłej pary z ust, odejmowały jej odwagi. Nawet pogoda była wiecznie przeciwko niej, czyhająca tylko, aż dziewczyna spędzi na zewnątrz o kilka chwil zbyt długo. Napędzana jednak adrenaliną, dziewczyna wbiegła do budynku, nie zważając na możliwe niebezpieczeństwo.
Krzyk Alice przeraził ją samą. Nie było to rozważne, ale teraz rozwaga niewiele ją obchodziła. Dziewczyna zobaczyła tylko, jak kobieta w długim płaszczu wyciąga ostrze z opadającego ciała jej dziadka. Rosjanka rzuciła się w jego stronę, nie była jednak nawet blisko doktora, gdy silne, męskie ramiona złapały ją i odciągnęły. Desperacko próbowała się wyrwać, ale nie miała szans. Płakała, trzymana z dala od ciała Michaela, a żal zawładnął nią do tego stopnia, że nie była w stanie uwierzyć w jego śmierć. Nie teraz, nie w takich okolicznościach.

W pochłoniętym w ciszy pokoju, niczym cięcie bata, dało się słyszeć plusk łzy, która wpadła do kubka trzymanego przez Alice.
***

Streszczenie: Dan spędzał czas w pokoju, w którym leżała nieprzytomna Alice. Ace uderzony przez Shuna ma stłuczoną szczękę. Alice budzi się i opowiada, o tym, że jej dziadek został zamordowany w jego laboratorium,


Cześć, wszyscy! Pamiętacie jeszcze, co się tu działo? A to o co chodziło w bakuganach? Bo ja z przestrachem orientuję się, że pamięć mnie trochę zawodzi, ale no, nie powstrzyma mnie to od pisania, zbyt duże daje mi to frajdy. W sumie cały urok jest w blogowaniu i rozmawianiu z wami. Jakie blogi o bakuganach w ogóle jeszcze działają? 

29 czerwca 2019

Rozdział 1. Gdy wojna góruje nad człowieczeństwem


*akcja dzieje się po 6 odcinku Bakugan NowaVestroia*

Dzień, po odnalezieniu nowego sprzymierzeńca, spowiła ogromna ilość jęków ze strony panów... pana, który wcześniej, zamieszkując męską kwaterę, zmuszony był dzielić ją jedynie z jednym przyjacielem. Potem doszło jeszcze dwóch. Po przybyciu kolejnego lokatora płci męskiej ubolewał on nad swym losem, nie szczędząc wyrazów niezadowolenia. Na szczęście, bardziej od podburzania przyjaciół (choć niewątpliwie było to jego wielką pasją) liczyła się dla Ace'a jego misja ratowania, bakuganów. Każdy to doceniał, jednakże niekiedy jego zawzięcie w tej sprawie, było ogromnym utrapieniem dla jego sprzymierzeńców. Ciągle musiał coś robić, by ratować świat, tykał się on każdej drobnostki, która była tak nieistotna, iż inni wojownicy skłonni byli ją kompletnie olać. Ale nie Ace. On oczywiście nie mógł sobie pozwolić na lekceważenie tak peryferyjnego szczegółu. Jednak jego kompani, nie mieli serca, by nie wybaczyć mu tej nadgorliwości, gdyż wiedzieli, iż ma to szczytny cel. Według systemu wartości Ace'a (nie ukrywajmy - niezbyt dobrze maskowanego) ratowanie bakuganów, nie umywało się nawet do czynności tak ważnej, jak szerzenie swego autorytetu i szacunku, wśród wojowników Ruchu Oporu. Szczególnie ważnym aspektem imponowania, dla Ace'a było, jak najskromniejsze wspominanie o tym przyjaciołom. Zwłaszcza gdy gdzieś w pobliżu była pewna ślicznotka o lazurowych oczach. Dlatego też brał na siebie ogromną odpowiedzialność za wszystko. Upodobał sobie, wytykanie błędów wojownikom, (oczywiście Miry nie miałby odwagi skrytykować), by podkreślać wtedy swą wyższość. Od razu po wyznaczeniu wart, które musiała pełnić jedna osoba dziennie, zaczął rzucać argumenty, by to on mógł przejąć obowiązki niektórych z drużyny. Dan, (,,Zaśnie, zrąbie się z klifu, Vexos'i przejadą obok niego na traktorze, a on tego nie zauważy") Marucho (,,Dopiero zaczyna walkę ze swoim nowym bakuganem. Walcząc innym, niż jest przyzwyczajony, jest słabszy. Poza tym ma za krótki nogi, nie zdąży spieprzyć, gdy pojawi się wróg") oraz Baron (,, ... Serio? Muszę coś mówić?") przystali, więc na jego propozycję, by to za nich musiał siedzieć kilka godzin na słońcu i patrzeć, czy tamtejsze skały to na pewno skały, czy nie przypadkiem, zakamuflowana, tajemna broń do całkowitej dominacji nad światem bakuganów.

***

Ace kopnął kolejny kamyk, który spotkał na swojej drodze. Podniósł wzrok z ziemi i rozejrzał się. Było nieznośnie gorąco. Miał wrażenie, że od ciepła, krajobraz w jego polu widzenia zacznie falować.

- Chłopie, wracajmy – Percival jęknął, wskakując na ramię chłopaka. – Nie mam pojęcia, po jaką cholerę się uparłeś, żeby bawić się alpinistę, w takiej temperaturze, ale chyba ci mózg wypaliło. Vexosi nie wiedzą, gdzie jesteśmy, a stąd do miasta Alpha jest pieruńsko daleko.

- Nie bawię się w alpinistę. Cały czas idę drogą, ku górze, ale strasznie długo to trwa, bo jest prawie prosta, więc nie wiem, o co ci chodzi. – Ace czuł się strasznie przymulony, jakby upał zupełnie rozleniwił jego szare komórki.

- Ace, po co to robisz? Komu chcesz zaimponować? – Grit przystanął. Nie musiał odpowiadać, jego przyjaciel wiedział, chociaż Vestalian nigdy by się do tego nie przyznał. – Nie łatwiej, by było kwiaty i czekoladki? – Chłopak się roześmiał.

- Jesteśmy na jebanej pustyni. Proponujesz kaktusa i… Sok z kaktusa?

- Nie sądziłem, że kiedykolwiek powiesz to tak otwarcie, ale kaktus byłby całkiem orgi…

- Niczego przecież nie powiedziałem! – Ace zarzucił ręce za głowę i zaczął iść pośpiesznym tempem, zadzierając brodę ku górze.

Zaniepokoił się tak zaufaną rozmową z bakuganem. Od czasów, treningów z Danem, Drago, Marucho i Elfin, był ze swoim partnerem o wiele bliższy. Jak się okazało Percival od razu po zmianie zasad z ,,gracz i jego pionek" na ,,partnerzy broni", która dla samego Grita również była bardzo pomocna, poczuł się niezwykle dowartościowany i lubił wypowiadać swoje zdanie. Chłopakowi było to na rękę, bo jak się okazało, rady przyjaciela były bardzo trafne i wpasowywały się idealnie w gust Ace'a. Jednakże, rozmowy o jego uczuciach, były dla niego kłopotliwe. Nigdy by tego nie przyznał, ale peszył się, gdy miał komuś wyznać, że mu na nim zależy. Czuł się nieco jak dachowiec. Nie miał łatwo od początku, a gdy ktoś chciał się do niego zbliżyć, uciekał, obawiając się tej znajomości. Jednak dzięki wytrwałości pewnych osób, otworzył się nieco. Zaufał i pozwolił się oswoić. Mimo że potem już spoufalał się z wybranymi ludźmi, jego nawyki skutecznie go blokowały w byciu szczerym i okazywaniu swoich słabości. Słabości do tych, na których mu zależy, jak i każdych innych.

Vestalian zobaczywszy ostatni kawałek drogi, dzielący go od najwyższej warstwy wzniesienia, pokonał go w kilku żwawych krokach.

Poczuł ulgę, gdy nie usłyszał żadnej odpowiedzi na temat jego rzekomego imponowania, komuś, od swojego bakugana. Przetarł rękawem czoło, pozbywając się z niego kropelek potu. Ace chwycił zamek od swojej kurtki, lecz zanim zdążył ją zdjąć lub chociażby rozpiąć, skuliwszy się, przyległ do najbliższego z głazów. Skłonił go do tego element, niepasujący w pustynnym, skalistym krajobrazie. Była nim osoba stąpająca po nim.

- To Vexos? – zapytał szeptem Percival, nie mogąc dojrzeć z jego ramienia, nieznajomego.

- Nie, to żaden z nich. – Ace wychylił się nieco za skałę, by przyjrzeć się osobie.

Postać szła w przeciwnym kierunku, a osłonięta była w pełni czarną szatą z kapturem. Jedynym czego Grit mógł się domyślać była płeć. Założył, że to kobieta, ewentualnie, drobnej budowy mężczyzna. Niebieskowłosy od razu poczuł się pewniej. Za osłoną głazów, ruszył przed siebie, postanawiając zorientować się w sytuacji, nim przystąpi do potencjalnej ofensywy. Najchętniej rozstrzygnąłby sprawę na poczekaniu, jednak rozmowa Miry oraz Shuna, której był świadkiem, powstrzymała go od żywiołowego działania.

Wczorajszym wieczorem przechodząc korytarzem, usłyszał głos Clay dochodzący z salonu. Postanawiając, sprawdzić z kim dziewczyna konwersowała, zbliżył się, nie ukazawszy, jednak swojej obecności, oczywiście ze względu kulturę i niechęci przeszkadzania w dyskusji. Brunet informował rudowłosą o swoich odkryciach odnośnie możliwości dostania się niezauważonym do miasta Alpha. Słowa uznania Miry, wypowiedziane na te wiadomości, zdaniem Grita, były bardzo na wyrost. Zwłaszcza wstawka o tym, jak świetnie jest mieć kogoś takiego jak Shun w drużynie. Kogoś tak ,,profilaktycznego", ,,błyskotliwego," ,,oględnego" czy ,, dyplomatycznego". Przymiotniki opisujące Shuna, zastosowane przez dziewczynę, nie chciały opuścić myśli niebieskowłosego. Nie rozumiał, dlaczego nigdy nie usłyszał z ust Clay podobnych sformułowań, mimo iż jego zasługi w sprawie nie odbiegały od dokonań Kazamiego. Ace odważyłby się stwierdzić, że były nawet znacząco większe. Niezadowolenie spowodowane brakiem poważanie, ze strony dziewczyny skłoniła, więc Grita do pierwotnego, spokojnego rozeznania, a dopiero następnie opanowania sytuacji.

Zgarbiony szedł, przesuwając dłoń po nierównościach skalnych. Przyśpieszył, chcąc ujrzeć twarz obserwowanej osoby. Nieznajoma stąpała trwożliwym krokiem, kurczowo trzymając ręce zaciśnięte na zapięciu płaszcza, pod brodą. Widząc jej blade, małe dłonie, był już pewien, że to kobieta.

- Zatrzymaj się i nie ruszaj! - krzyknął, wciąż skryty za głazem, postanawiając wykorzystać fakt niosącego się echa. Mające być ciężkie do ustalenia źródło dźwięku, nie przyniosło jednak zamierzonego efektu, bo dziewczyna od razy odwróciła się w stronę Grita. Ace'a pocieszył jednak fakt, że postać nie była w stanie odgadnąć jego dokładnego położenia, co poznał po jej zlęknionym wzroku, błądzącym między skałami, za którymi mógł się potencjalnie znajdować.

Niebieskowłosy przesunął się nieco, by móc lepiej się przyjrzeć obcej. Spod kaptura wystawały jej rude kosmyki, wpadające w przestraszone, brązowe oczy. Mimo lęku stała dziwnie stabilnie. Jak się okazało, miało to na celu pozwolić jej gwałtownie wystartować. Rudowłosa pognała w przeciwnym kierunku.

Ace rzucił się za dziewczyną. Nie przebiegł wiele, gdy udało mu się złapać za jej płaszcz i przygwoździć ją twarzą do ziemi. Przytrzymywał nogami jej tułów, a lewą ręką miejsce, gdzie kończy się szyja. Zaczęła się wyrywać, jednak nic jej to nie dało. Grit wyciągnął z pochwy nóż myśliwski i odgarnąwszy jej kaptur, przyłożył jej ostrze do karku, tak by poczuła chłód metalu. Nie umknęły uwadze Ace'a dreszcze, które przeszły dziewczynę i spowodowały jej natychmiastowe unieruchomienie.

- Spróbuj, kurwa, drgnąć to stracisz po kolei wszystkie palce - Ace przycisnął rudowłosą mocniej do ziemi, demonstrując swoją siłę.

Dziewczyna wydała z siebie cichy jęk. Nie brzmiał on jak potwierdzenie czy zaprzeczenie, ale Grit potraktował go jako zgodę na współpracę. Sam uprzednio zmieniając pozycję, gwałtownie szarpnął rudowłosą, przewracając ją na plecy, w tej samej sekundzie, demonstracyjne wbijając nóż w ziemię, tuż obok jej głowy. Poczuł jak nieznajomy druga pod jego przedramieniem, którym ją przytrzymywał w miejscu mostka.

Dziewczyna miała hardy wyraz twarzy. Z jej poszarpanego policzka spłynęła strużka krwi. Zrozumiał, że przygwożdżając ją do ziemi, zdarł jej skórę z tego miejsca. Bliska odległość pozwalała mu na dokładniejsze przyjrzenia się nieznajomej. Zauważył, że skryte pod ściągniętymi brwiami oczy, mają nienaturalnie duże źrenice. Bała się, ale próbowała to ukryć. Widząc, jak bardzo zaciska szczękę, Ace poczuł, że jest na wygranej pozycji.

Zaśmiał się jej w twarz. Jak wielkim było to błędem, przekonał się w chwili, gdy rudowłosa wyszarpnęła z ziemi, jego własny nóż i jego rękojeścią, uderzyła go w łuk brwiowy. Gwałtownie spróbowała się wyswobodzić spod uścisku Grita, ten jednak nie dał się zaskoczeniu i przycisnął ją przedramieniem, uderzając jej głową o skalne podłoże. Na twarzy nieznajomej ukazał się grymas bólu.

- No, i na chuj... - Ace urwał, gdy poczuł strużkę krwi, spływającą mu powoli po twarzy, z brwi aż do brody, skąd skapnęła na policzek, przygwożdżonej, leżącej pod nim dziewczyny.

Grit chwycił w dłoń nóż, który w trakcie szamotaniny wypadł nieznajomej z ręki. Nim ta zdążyła zaprotestować, odsłonił jej spod płaszcza, skórę na dekolcie i zrobił nacięcie na obojczyku. Wrzasnęła, próbując się wyrywać. Ace, powstał, przestając ograniczać dziewczynę. Jej krzyki zmieniły się w lament, a potem płacz. Spod jej palców, zaciskanych na zranionym miejscu, wyciekał szkarłatny płyn.

Obserwując z góry tą żałosną scenę, wyśmiewał w myślach swoich wrogów. Tak nędznego wysłannika Vexos'ów, nie tłumaczył nawet fakt, że w na nowo podbitej przez nich planecie były zaledwie trzy miasta, w których nie mogli przetrzymywać tak licznej armii.

Ace poczuł ogromną gulę w gardle, a po karku przeszły go dreszcze, gdy rudowłosa rozpięła płaszcz, by mieć łatwiejszy dostęp do rany, a osuwające się okrycie odsłoniło jej ciało. Chłopak wziął gwałtowny wdech i poczuł, że jego serce zaczyna bić szybciej. Przecież nie mógł się mylić...! To musiał być wysłannik Vexos'ów! Przecież... przecież tylko osoby z armii mogły wychodzić poza teren miasta... Grit cofnął się o krok, roztrzęsiony widokiem ran zdobiących skórę dziewczyny. Miała tak wiele krwiaków, zadrapań i nacięć, że jej naturalny,  koloryt, wcale nie stanowił większości powierzchni na jej ciele. Niebieskowłosy poczuł napływającą falę gorąca, gdy rudowłosa zaprzestała płakać i otarła ręką twarz. Miał ogromną ochotę stamtąd uciec, jednak zbliżył się do niej.

- Hej... - jego ton nieoczekiwanie, wyszedł bardzo niepewne, wręcz skrzekliwie. Urwał i przełknął ślinę, będąc już tuż obok dziewczyny. - Czy ja... - Ace przykucnął obok rudowłosej i powoli wyciągnął do niej rękę. Ona gwałtownie odepchnęła dłoń i spróbowała się podnieść. Nie zrobiła jednak tego. Grit uchwycił tylko jej mętny wzrok, chwilę przed tym, gdy zamknęła powieki i osunęła się na ziemię.

Nóż upadł z brzdękiem. Ace opadł  obok, czując gulę w gardle i nie wiedząc co ze sobą zrobić. Miał poczucie brudu na całym ciele. Kim, do cholery była ta dziewczyna?

***

Mira zamknięta w pokoju leżała skulona na łóżku. Przez łzy, przestała wyraźnie widzieć, zdjęcie jej brata. Nie sądziła, iż aż do tego stopnia wierzyła, że to Keith pomógł Marucho w walce. Ciągle wmawiała sobie, że myśli trzeźwo, bo mało prawdopodobne, by to faktycznie był jej brat. Cholera. Zawód był oczywisty. Ale to tak strasznie bolało. Była na siebie wściekła. ,,Spójrz prawdzie w oczy - spotkasz się ze swoim bratem, dopiero wtedy, gdy on sam tego zechce" Równomierną złością obarczała Ace'a. Jakim prawem, śmiał coś takiego powiedzieć? Powinien był ją pocieszyć. Głupi. Wspaniale, że najważniejszą dla niego rzeczą pod słońcem, była walka o bakugany, o czym nie zapominał ciągle powtarzać. Natomiast Mira zaczynała już powątpiewać, w tak ogromną wielkoduszność Ace'a. Zaiste, był on wspaniałym wojownikiem i poświęcał się sprawie w całości. I to było przerażające. Zatracał się on w takim świecie. Pełnym walki i niebezpieczeństw. Widać było, że to jego żywioł. Mira pamiętała moment poznania go. Wydawał się obcą istotą. Był wtedy jeszcze bardzo młody i bardzo zbuntowany oraz inteligentny. Zawsze nieprzygotowany, rozbawiony. Nigdy się niczym nie przejmował. Od rozpoczęcia walki o wolność bakuganów, Mira zauważyła, że Ace ogromnie się w sobie zamknął. Ukrywał to pod maską pewnego siebie, skorego do kłótni i niepoważne, ale w taki sposób, po prostu unikał poważniejszych rozmów - zbywał, Mirę żartując lub się denerwując.

Mirę wciąż bolało wspomnienie, gdy Ace rzucił żartobliwie jakąś uwagę i już miał odchodzić, a ona chwyciła go za rękę. Nigdy w życiu nie widziała kogoś tak czerwonego. Nawet się nie odezwał, tylko zacisnął szczękę i odszedł tak szybko, jak był w stanie, to zrobić nie biegnąc. Nie mogła zrozumieć dlaczego jej dotyk, tak go zdenerwował. Czuła się okropnie ze świadomością, iż tak nieprzychylnie zareagował na kontakt z nią.

Mira zamknęła zdjęcie brata i wsunęła wisiorek pod bluzkę. Przesunęła się do skraju łóżka i oparła czoło o szybę okna. Było bardzo gorąco. I świetnie. Niech sobie Ace siedzi i się poci, skoro tak lubi. Głupek. Ale... Właściwie powinien już wrócić. Dziewczyna poczuła niepokój, patrząc na słońce zmierzające ku horyzontów. Clay wstała z łóżka, postanawiając pójść do Barona i o to zapytać. Mogła po prostu nie usłyszeć powrotu Ace'a, ale jeśli faktycznie, wciąż był w terenie, mogło to zwiastować wizytę Vexos'ów. Na takie możliwości Mira powinna błyskawicznie reagować.

Wtedy usłyszała dzwonek jej telefonu. Widząc osobę, nawiązującą połączenia jej serce stonowało swoje przyśpieszone bicie.
- Halo?
- Halo, Mira? - głos Ace'a w słuchawce był opanowany na tyle, by nie drżał, przez co brzmiał na wyjątkowo zdławiony. - Nagły wypadek, jakaś dziewczyna, jest poraniona i zemdlała.
Clay momentalnie poczuła gulę w gardle, nie mogąc zdobyć się na sensowną odpowiedź. To, co usłyszała, przez chwilę do niej nie docierało, bo było dla niej zbyt abstrakcyjne.
- Jakie ma rany? - dziewczyna wstała ze swojego łóżka i ruszyła szybkim krokiem do steru statku. 
- Zadrapania i siniaki, praktycznie wszędzie.
- To one spowodowały utratę świadomości?
- Nie, chyba nie mogła się wykrwawić. Wszystkie te rany są raczej płytkie.
- Okej, słuchaj, połóż ją na wznak i trzymając z jej czoło i brodę, odchyl jej głowę do tyłu. - Mira weszła szybko do miejsca, które było jej celem. Zastanąwszy tam wszystkich lokatorów pojazdu, gestykulując, nakazała im milczenie i zwróciła się do chłopaka siedzącego za kierownicą pojazdu: - Baron, jedź do Ace'a, tak szybko jak możesz. 
Po wydaniu rozkazu poczuła rozchodzące się po jej ciele gorąco. Oddychała gwałtownie, zwracając uwagę na pytające spojrzenia reszty drużyny. Chciała już obeznać ich w sytuacji, jednak głos Ace'a ją uprzedził:
- Dobra, co teraz?
- Sprawdź, czy oddycha, przez co najmniej dziesięć sekund. - usłyszała cichy szum w słuchawce i zwróciła się do osób znajdujących się z nią w jednym pokoju: - Ace znalazł ranną dziewczynę. Jest nieprzytomna. - wyjaśniła szybko Mira i od razu wróciła do kontrolowania dźwięków dochodzących ze słuchawki. Modliła się, tylko by rany nie okazały się śmiertelne.
***
Ace otarł wierzchem dłoni czoło i powrócił do przyciskania materiału do rany na obojczyku nieznajomej. Nie mógł uwierzyć, jak nadmiernie zaczął się pocić, gdy odrywał rękaw swojej koszulki, by przyłożyć ją do obrażenia, które sam zadał bezbronnej i przestraszonej dziewczyny. Grit nie chciał nawet myśleć, jakim cudem mógłby być w stanie spojrzeć tego dnia w lustro. Gdyby nie fakt, że na jego ramieniu siedział Percival, przeklinałby się tak długo, aż przybyliby tu jego przyjaciele z pomocą lub skończyłyby mu się wyzwiska i musiałby je powtarzać lub zacząć tworzyć nowe obelgi, które oddałyby, jak bardzo w tym momencie sobą gardził. Choć w głębi duszy był pewien, że takie nawet nie istnieją.

Chłopak zacisnął palce na materiale jeszcze mocniej. 

- Ace, nie przesadzaj, bo jeszcze jej ręka zsinieje. 

A co jeśli ta dziewczyna umrze? Nie wiedział, jakie miała obrażenia wewnętrzne, możliwe, że nawet Mira nie da rady jej uratować. W końcu Clay sama musiała studiować udzielanie pierwszej pomocy, więc przy większych urazach ranna nie miałaby zbyt dużych szans. Jak wielki wkład wtedy w jej śmierć miałby Grit? 

-  Ace?

Czy on spowodował jej omdlenie? Czyżby tak przekroczył jej próg bólu? Może padła z wycieńczenia? Ace'owi dwa razy przydarzyło się zemdleć z przetrenowania, ale zawsze Mira była obok i się nim zajmowała, a potem zakazywała mu ćwiczyć fizycznie i grać w Bakugany z Baronem. I tak się jej nie słuchał. Do czasu, gdy go przyłapała i zaczęła na niego krzyczeć. Wtedy w pewnym momencie jej głos przestał brzmieć wyraźnie. Grit po raz pierwszy widział swoją przyjaciółkę tak gwałtownie i lawinowo zalewającą się łzami i połykającą gile, byle by mogła skończyć na niego krzyczeć. Pamiętał, jak bardzo głupio mu się zrobiło. Po raz pierwszy widział kogoś, kto by tak reagował, bo się o niego martwił... Podszedł i ją przytulił, a ona wyszeptała, że nie może go stracić tak, jak straciła już brata. Wtedy Ace odsunął ja od siebie. No tak - był dla niej jak brat. Więc odszedł w ciszy do swojego pokoju, a kwiecista woń perfum Miry z każdym jego krokiem się ulatniała.

- Ace!

Chłopak gwałtownie oderwał ręce od nieznajomej i jedną z nich przyłożył do skóry za jego uchem. Spojrzał wtedy na Percivala, który bezskutecznie usiłując zwrócić uwagę Grita, musiał posunąć się do pociągnięcia go za kosmyk włosów.

- Posłuchaj, już przyjechali. - Ace stanął i skupił się na dźwiękach otoczenia, wśród których wbijał się odgłos ich pojazdu. Chłopak rzucił ostatnie spojrzenie na nieprzytomną rudowłosą i popędził w stronę głośnego pojazdu.

Gdy był już w polu widzenia jego przyjaciół, zaczął krzyczeć i wymachiwać rękami, by zwrócić ich uwagę. Zauważyli go i pojazd się zatrzymał. Pierwsza wybiegła z niego Mira. Grit wskazał ręką kierunek i pobiegł w daną stronę razem z Clay. Po drodze ta zapytała o jego ranę na brwii. Zbył ją. Reszta drużyny była zaraz za nimi, poza Baronem, który po wyjściu wszystkich, wznowił podróż do rannej. Dopiero patrząc z większej odległości Ace zobaczył, jak mizernie wyglądała drobna dziewczyna. 

Rozpędzona Mira padła na ziemię tuż przed nią. Pierwsze co zrobiła, to pośpiesznie przyjrzała się nieznajomej, a potem podniosła materiał urwany z rękawa Grita. Twarz od razu wykrzywiła jej się w grymasie, jednak gdy przystąpiła do opatrywania świeżej rany, nie pozwoliła skupieniu się rozproszyć. Ace nie lubił jej takiej oglądać. Wiedział, jak wiele to dla niej było. Nie raz po tym, jak pomagała komukolwiek z drużyny z ciężkimi obrażeniami, po skończeniu wszelkich czynności medycznych Mira była tak słaba, że nie miała siły ustać. Tak bardzo się starała, robić wszystko, co mogła dla ich drużyny. Nawet gdy takie rzeczy były ponad jej siły.. Jego bohaterka. A on nie mógł jej nijak pomóc. Raz próbował, ale nie wyszło to tak, jak tego chciał... 

Vestalianka przymocowała opatrunek i zaczęła sprawdzać głowę nieprzytomnej. Ace zacisnął pięści. Gdy do niego jechali, Mira pytała, czy ranna upadając, uderzyła się w głowę. A on nie potrafił na to odpowiedzieć, bo nie wiedział. Oczywiście przy zemdleniu opadła na ziemię, ale z niskiej odległości i niekoniecznie było słychać mocne uderzenie o podłoże. Gdyby tylko miał, choć minimalne pojęcie o pierwszej pomocy, mógłby się przydać, bo jego ,,No nie wiem, ale chyba nie" nic nie pomogło. 
- Dobra chłopaki weźcie ją do bazy - Mira wstała i spojrzała spojrzała na trzech, stojących obok siebie ziemian. Ace dopiero wtedy zwróciła na nich uwagę - wszyscy byli bladzi i wpatrywali się w leżącą rudowłosą. 
Grit po raz pierwszy widział ich w takim stanie. Trzęsące się nogi Marucho, drgająca szczęka Dana przy jego otworzonych ustach, a nawet u Shuna rozszerzone oczy. Klatka piersiowa każdego z nich poruszała się nierówno przy rzadkich oddechach. Ace się wzdrygnął, przeczuwając najgorsze - ta dziewczyna nie była im obca.
- Chłopaki... - zaczęła cienkim głosem Mira. - Wszystko w porządku?
- Ta dziewczyna... To Alice - powiedział miękko Dan. Chłopak zaczął podchodzić do dziewczyny. - Hej, Alice... - Wojownik Pyrusa mówił spokojnie i powoli. Przyklęknął przy nieprzytomnej i delikatnie położył jej dłoń na ramieniu. - Wszystko w porządku. Alice, jesteś już ze swoimi przyjaciółmi. Jest tu też Marucho i Shun ze mną. Możesz wstać, wszystko jest już okej. - Brunet z zamilkł, gdy krew nasączająca opatrunek na obojczyku dziewczyny, wypłynęła i ściekła na jego dłoń. - Alice... - szepnął wręcz błagalnie.
- Ace - zwróciła się do chłopaka Mira, która nagle również pobladła. - Skąd ona przyszła? Widziałeś cokolwiek? Ta rana na jej obojczyku jest świeża, może ktokolwiek to zrobił, wciąż tu jest.
Grit zacisnął pięści i zaklął pod nosem. Zakrył twarz dłońmi i wykrzyczał niecenzuralne słowa, które cisnęły mu się na usta. Dlaczego on to zrobił! Dlaczego zawsze działał bez zastanowienia! Rozgoryczony i wściekły chłopak kopnął w ziemię tak, że piach uniósł się w powietrze. Zauważył wtedy na podłożu swój myśliwski nóż. Jego stal lśniła w słońcu, a krew na nim zaczęła przysychać. Wiedział, że jego przyjaciele też zwrócili uwagę na broń. Czuł to.
- Nie wierzę... To byłeś ty? - głos Miry drżał. Gdy Ace się ku niej odwrócił, aż ścisnął mu się żołądek - ona cała drżała.
Grit nie był w stanie odpowiedzieć. Nie mógł też odwrócić wzroku od Clay. Ona się na nim zawiodła. Mogła się nawet obawiać tego, do czego okazał się być zdolny. Zranił osobę, której nie znał.. Niewinną dziewczynę, a ona tylko...
Ace poczuł nagłe i silne uderzenie w policzek, a twarz nienaturalnie mu się wygięła. Upadł, na skalne podłoże. Zaczął kaszleć, by pozbyć się piachu z ust. Przez pył, oczy otworzył dopiero po chwili, gdy jedynym zamglonym widokiem były rozmazane sylwetki jego odchodzących przyjaciół, w tym jedną niosącą nieprzytomną dziewczynę.
Grit kaszlnął jeszcze raz i opadł z powrotem na ziemię.
***

Streszczenie: Ace podczas patrolu spotyka nieznajomą postać. Zakłada, że to wróg, gdyż cywile nie mogą opuszczać miast w Nowej Vestroi. Gdy obcy mu się nie podporządkowuje, Ace rani go, a osoba mdleje. Odkrywa wtedy, że to dziewczyna, która była już wcześniej ranna - chłopak wzywa więc pomoc. Gdy przyjaciele przyjeżdżają na miejsce Dan, Shun i Marucho rozpoznają w nieprzytomnej swoją przyjaciółkę Alice. Dowiadują się też, że Ace ja skaleczył. Odpowiadają uderzeniem w Grita. 

Co uważacie o zachowaniu Ace'a? Czy było uzasadnione?

Jak myślicie - kto uderzył Ace'a pod koniec odcinka?

Jakie są wasze domysły - skąd wzięła tam się Alice?


Heeejkaa. Ale się za wami wszystkimi stęskniłam :33. I za bakugan i za blogowaniem i w ogóle wszystkim!
Chciałam zacząć wszystko od nowa, jednak lubiłam jak poprzednio prosperował blog więc nie wiele się różni. Stworzyłam też tę książkę na wattpadzie - wszystko jest tam praktycznie takie samo, więc możecie wybrać, na którym serwisie wygodniej wam czytać. Mam tam też inną historię, a z czasem na pewno dojdą nowe. Dajcie znać co myślicie o historii! Po pierwszym rozdziale niewiele się zmieniło, ale mam w planach, hmm... udrastycznić tę historię. Będzie więcej ran, miłości fizycznej, niecenzuralnego języka i przyziemnych problemów. Co o tym myślicie?
Wszelkie osoby też zapraszam do kontaktu przez facebook'a, czy hangoustusa, chętnie się zapoznam/odnowię stare znajomości :)
Do zobaczenie już nie długo <3